ELIO
17 lipca 2025, godz.: 15:00
Najważniejszym pytaniem ludzkości pozostaje: "Czy jesteśmy tu sami?" – zdanie wypowiedziane przez anonimowego naukowca słyszymy w "Elio"
z offu dwukrotnie, choć nowy film Pixara w rzeczywistości szepcze je
jak gdyby w każdej scenie, po cichutku. Nie dlatego, że animacja Adriana Moliny i Madeline Sharafian
traktuje o międzycywilizacyjnym, kosmicznym głodzie kontaktu, ale
dlatego, że tak naprawdę opowiada o tym międzyludzkim, zupełnie
ziemskim. Wpisując go w rzeczywistość nieodkrytych planet,
nieskończonych galaktyk i kolorowych kosmitów, Pixarowi znowu udaje się
osiągnąć to, czym niezmiennie czaruje od niemal trzydziestu lat.
Zderzając ze sobą porządki kosmiczne i osobiste, głębokie oraz
rozrywkowo przystępne, wytwórnia animacji przychodzi z kolejną autorską
propozycją nie tylko dla dzieci, ale dla ludzi po prostu: każdego
człowieka, który zechce otworzyć się na pokrzepiającą lekcję z
istnienia.
Po "
Co w duszy gra", "
Luce" i "
To nie wypanda", o tym, że "
Elio"
jest w rzeczywistości produkcją familijną, znowu musi widzom
przypominać animowany styl filmu. Jego zarysowana w trzech pierwszych
scenach treść podąża raczej w rejony dojrzałych opowieści dwustronnego
wychowania o obliczu "
C'mon, C'mon" czy "
Daddy Longlegs".
Scena pierwsza: ciotka próbuje zamówić dziecku posiłek w muzealnej
restauracji, ale apetyt odebrała mu niedawna śmierć rodziców. Gdy
kobieta wyzna pobieżnie znajomej, że opieka nad sierotą zmusza ją do
rezygnacji z zawodowych planów, chłopiec znika jej z oczu. Scena druga:
na opuszczonej wystawie w siedzibie NASA, audioprzewodnik o głosie
Krystyny Czubówny
wprowadza go w realia misji poszukującej innych form życia we
wszechświecie. W samotności naszej cywilizacji na tle wszechświata
chłopiec dostrzega swój własny los, po czym roni łzę. Scena trzecia:
połączenie w egzystencjalnym bólu z matką-Ziemią daje chłopcu cel;
obsesyjną pasję, której bez reszty się poświęca. Później zrobi z nią
niesamowite rzeczy: pozna międzyplanetarny ONZ, zaprzyjaźni się z
kosmicznym robakiem i uratuje świat przed śmiertelnym
niebezpieczeństwem. To w tych trzech scenach Elio pozostaje jednak
prawdziwie namacalny; bohater bajkowej przygody z kropek i kresek składa
się z płynącej żyłami krwi i poobijanych kości. Jest cierpiącym,
rozbitym na kawałki człowiekiem, szukającym po omacku właściwych
narzędzi, by pozbierać się do kupy.
Rozwiązań
na swój problem młody Elio upatruje nie tylko poza sobą, ale i poza
Ziemią. Codziennie po powrocie do domu rozkłada na dachu widoczny z
oddali świecący transparent. "Drodzy kosmici, zabierzcie mnie stąd" –
głosi migoczący napis, bo twarda powierzchnia naszej planety staje się
dla bohatera nośnikiem traumy, której nie umie samodzielnie
przepracować. Zamiast grawitowania w kierunku niezasklepionych ran Elio
wybiera kojący eskapizm w wyśnione krainy, gdzie łatwiej się oddycha,
atmosfera jest przyjazna, a obce istoty życzliwe. Ta przykra mizantropia
wycofanego chłopaka uderza widza z pełną mocą, gdy porwany w końcu
przez Obcych okazuje się szalenie radosny, spełniony, nareszcie
uśmiechnięty od ucha do ucha. Wzięty omyłkowo za przywódcę planety przez
ambasadorów międzygalaktycznej wspólnoty, Elio nie wyprowadza nikogo z
błędu i ukrywa prawdziwą tożsamość zranionego dziecka. W cudownej,
wymarzonej krainie spotyka niespodziewane zagrożenie – Lord Grigon,
straszliwy władca planety Hylurg, grozi eksterminacją społeczności
kosmicznego sojuszu, gdyż nie został włączony w jego ramy. Chłopiec
będzie musiał sprostać zadaniu powstrzymania potęgi odrzuconego
kandydata, by już na zawsze móc pozostać szczęśliwym tysiące lat
świetlnych od Ziemi.
Na kłamstwie jednak niewiele wyrośnie, dlatego w toku filmu dwustronną,
pełną zrozumienia relację Elio będzie w stanie zbudować tylko z tym, z
którym pozostanie bezgranicznie szczery – porwanym przez niego
Glordonem, synem brutalnego przywódcy. Na końcu świata, pierwszym
przyjacielem chłopca zostaje przerośnięty, ogniolubny robak – być może
dlatego, że przez radykalność ich różnic, nie mają potrzeby niczego
przed sobą udawać. Mierząc się z problemami innej natury, młodzi
znajdują wrażliwe połączenie w emocjonalnym zrozumieniu, stając się
wzajemnymi odpowiedziami na indywidualne dylematy. Jeśli relacja Elio i
jego ciotki jest złamanym sercem filmu, komitywa z kosmitą pozostaje tym
bijącym, żywym. Sceny ich wspólnej beztroski rozwadniają naraz aktualne
zagrożenie inwazji i przeszłe problemy; pozwalają odetchnąć i złapać
promienie dziecięcej radości, w których żaden z nich nie zdążył się
wygrzać. Wokół budowania, a potem testowania tej przyjaźni będzie
łagodnie orbitował "
Elio",
stając się – bez zaskoczeń – wizją kosmicznej eksploracji nakierowaną
na poszukiwanie spielbergowskiego ciepła, a nie kubrickowskiej
rozkminki. Zamiast "
Nostromo"
– łagodna "No-Ziemia", wydukana ustami młodego protagonisty i
odbijająca się w każdym atomie wcale nie tak odległego nam świata
przedstawionego.
Ten świat jest zresztą w "
Elio"
zupełnie trzecioplanową areną; jedną skromną lokacją, ciasną, dość
rozczarowującą przestrzenią, jak nędzne tereny zielone na nowoczesnych
osiedlach mieszkalnych. Choć pełny różnorodnych kosmicznych ras i
stworzeń, zaprojektowano go tak, by nie odciągał uwagi, nie cieszył
widza swoim kolorytem za bardzo. Ale może to i… dobrze? "
Elio"
stara się w końcu udowodnić, że tysiące lat świetlnych od źródła
naszych problemów nie jest wcale tysiąc razy lepiej; że nabudowane
oczekiwania o innych lepszych życiach muszą zawodzić, by w pełni
pozwolić docenić to własne. Jeśli jakaś uniwersalna lekcja płynie z
nieskończenie rozszerzającego się kosmosu, to chyba ta, że w pogoni za
lepszymi światami możemy nigdy nie przestać uciekać przed samym sobą.
Elio miał to szczęście, że zatrzymało go bliskie spotkanie – z Obcym, w
którym odnalazł coś znajomego. Tym samym Obcym, który zamiast nową
technologię albo ukryty sens życia ofiarował mu sprawy zupełnie
przyziemne: pomocną mackę, perspektywę, wysłuchanie, a więc wszystko to,
co było w zasięgu nawet bez wchodzenia do kokpitu rakiety. Paradoks
istnienia polega na tym, że zauważyć to mógł dopiero z perspektywy
spokojnych ciał astralnych i nieśmiało migoczących gwiazd.
NOWA Sala Kinowa ()
Miechów
zobacz na mapie